Ta część trochę mniej mi się podobała ale nadal ponadprzeciętna. Jak dla mnie zbyt dużo postaci POV. Tunny i Finree byli najmniej ciekawymi postaciami jak dotąd.
Lepsza niż się spodziewałem. Nie było dużo akcji poza ostatnim fragmentem, ale perspektywy Mata dużo podbijają ostateczną ocenę. Gdyby cokolwiek ważnego w nich robił to byłoby fajnie, ale biorąc pod uwagę sentyment do następnej części, będzie pewnie tak samo albo i gorzej w przyszłości. Do tego cały wątek z daughter of the nine moons byłyby o niebo lepszy jakby Mat dowiedział się kim ona jest w tym samym momencie co czytelnik. Tak naprawdę, poza tym jednym momentem z Randem, wszystkie rozdziały Elayne można by skondensować w jeden. To samo można powiedzieć o rozdziałach Perrina i Faile. Nic ciekawego się w nich nie wydarzyło i już nie pamiętam z nich niczego poza głównymi punktami. Samo zakończenie jest bardzo dobre i momentalnie sprawiło, że bardzo chciałem zacząć kolejną część mając nadzieję na kontynuacje interesujących wątków, ale potem sobie przypomniałem, że Crossroads of Twilight jest według zdecydowanej większości najgorszą częścią. Mam nadzieję, że mnie pozytywnie zaskoczy.
Trochę smutno mi było na początku, że nie śledzimy historii postaci z trylogii, ale na szczęście Abercrombie potrafi świetnie zarysować postacie w bardzo krótkim czasie. Monza była świetna, ale to rozdziały z perspektywą Shiversa najbardziej mi się podobały. Poza tym perspektywy Morveera i Friendly'ego były tak odczepione od całego konfliktu i dawały zupełnie inne spojrzenie na całą historię, że nie mogłem się doczekać ich kolejnych rozdziałów. Ciekawe czy kolejne części będą równie dobre.
Świetna książka, ale słabe zakończenie. Na szczęście są kolejne części, bo jakby to był finał czułbym się dość zawiedziony.
Po prostu świetna. To niesłychane jak bardzo postacie się rozwinęły w tak stosunkowo małej ilości stron. Nie jestem nawet w stanie wybrać ulubionej postaci bo wszystkie są super. Nie mam pojęcia co będzie się działo w następnej części po tym zakończeniu, ale moje oczekiwania są dość wysokie.
Dobre zakończenie według mnie. Nic się nie dłużyło. Jedyny minus to cały reveal Snapea. Niezbyt mu wybaczyłem.
Cała seria ogólnie była bardzo spoko, ale pewnie bardziej by mi się podobała jakbym ją przeczytał jakoś w gimnajzum.
Ok, porównanie tej książki do adaptacji filmowej byłoby grzechem. Praktycznie nic się nie pokrywa poza kilkoma kluczowymi momentami. Bardzo mi się podobało, że inni uczniowie, poza główną trójką, częściej brali udział w akcji i nie byli tylko w tle. Fajne bardzo były również wszystkie momenty poza szkołą. Słyszałem, że wiele osób ubolewa brak quidditcha w tych późniejszych częściach, ale według mnie dużo nie straciliśmy. Poza tym wszystkie nowe postacie z zakonu bardzo mi się podobały. Zakładam, że w następnej części Dumbledore będzie odgrywał większą rolę (w porównaniu do filmu).
Zdecydowanie lepsza od poprzednich. Niestety film jest jeszcze lepszy. Cała scena w nawiedzonym domu była o niebo lepsza w filmie, a aktor, który grał Lupina, idealnie wcielił się w postać. Następne części filmów niezbyt mi się podobają, więc pewnie książki będą przyjemniejsze.
Podobnie do poprzedniej części. Trochę więcej budowania świata. Ogólnie przyjemna książka.
Przez pierwsze 40% książki tylko dwie ważne i interesujące rzeczy się wydarzyły. Użyły miski i Perrin spotkał dwie postacie. Tyle zmarnowanego czasu. Dopiero w tej części zaczęły wkurzać mnie opisy wyglądu i ubioru postaci. Nie będę pamiętał koloru jakiejś sukienki i nie chcę spędzać pięciu linijek na czytaniu jak ktoś zacisnął pięści albo zmarszczył brwi. Jakaż żenada. I gdzie jest Mat? Poprzednia część miała taki cliffhanger, a tu dupa nie ma go. Zmarnowany potencjał. Tylko trochę akcji z Randem, a i ta taka przeciągnięta poza jednym rozdziałem. Podobno następne części są jeszcze gorsze pod tym względem...
Całkiem przyjemna książka, ale nic wielkiego, przynajmniej na razie. Jako że widziałem wcześniej film, fajnie było zobaczyć zmiany, ale tak naprawdę to, poza skróceniem początku przed Hogwartem i kilkoma zmianami w środku fabuły, film idzie scena w scenę z książką. Pierwsza część filmowa to jeden z moich ulubionych filmów i uważam, że adaptacja jest lepsza od oryginału.
Ta mi się prawie tak podobała, jak The Fires of Heaven. Rand w końcu jest proaktywny i tak jak przewidziałem, zakończenie poprzedniej części bardzo go zmieniło. Mat i jego dialog wewnętrzny coraz bardziej mi się podoba i cała akcja w Ebou Dar była spoko z jego perspektywy. Perrin to niewiele robił, ale pewnie będzie coś więcej w kolejnej części. Wątek Egwene też jest interesujący i ze względu na jej okoliczności ona ma prawo być troch trudna do polubienia. W końcu widzimy spisek w spisku. Jedyny powód, dlaczego nie jest to 5/5 to Elayne. Jak ja jej nienawidzę. Za każdym razem, gdy wracałem do jej perspektywy, odechciewało mi się czytać. Już Nynaeve jest bardziej racjonalna od niej. Nawet w niektórych momentach perspektywy Mata jest ona nie do zniesienia. W następnej części podobno sporo stron jest poświęconych jej perspektywom, więc mam nadzieję, że zajdzie tu jakiś rozwój postaci.
Niby tak dużo się działo ale czuję, większość to był setup na końcówkę książki i na następne części. Bardzo dużo się było o interakcjach postaci które wcześniej spotkaliśmy oraz na ponowne spotkania. Perrin bardzo późno się pojawił, a szkoda bo go lubię. Poza tym to niesamowite jak bardzo Robert Jordan potrafi sprawić że znienawidzę postać, wobec której byłem wcześniej obojętny. Elayne jest nie do zniesienia. Nie rozumiem czemu tak bardzo stara się utrudniać życie Matowi. Poza tym pozostałe postacie kobiece nie są o wiele lepsze. Może to i plus bo autor potrafi wywołać we mnie emocje, ale ciężko się potem czyta ich perspektywy bo mam nadzieję że zdechną i wrócę do tych fajniejszych. Ta części jest pewnie o wiele lepsza po ponownym przeczytaniu.
Ta mi się naprawdę podobała. Pewnie dlatego, że były w niej tylko dwa główne wątki, jeden z Randem i Matem i drugi z Nynaeve i Elayne. Nie było też praktycznie żadnych wypychaczy. Nynaeve nadal jest nie do zniesienia, ale przynajmniej ona sama zaczyna to zauważać w niektórych momentach. Ciekawe co porabia Perrin...
Lepsza od poprzedniej części, ale nadal trochę za długa. Cała akcja w Falme naprawdę mi się podobała.
Świetnie napisane postacie. Całość była super ale nie czułem żadnego celu. Bardziej jakbym poprostu śledził postacie które mają jakiś cel wyznaczony przez kogoś innego, a cel ten nie był konkretnie związany z fabułą. Dopiero ostanich 10% książki wątki niektórych postaci zaczęły się łączyć i niby jakiś cel się ujawnił, ale nie do końca rozumiem jaki. Gdyby nie to to bym dał 5 na 5. Może jak kiedy jeszcze raz przeczytam.
W końcu inny schemat. Podział na 3 główne wątki, niezależne od siebie mi się podobał. Niestety, szczerze nienawidzę Nynaeve, a Elayne toleruję. Ich wątek był dosyć nudny. Początek wątku Perrina też nie był szczególnie interesujący, ale z czasem się rozkręcił. Wszystko z Randem i Matem mi się podobało. Najgorszym fragmentem książki był zdecydowanie początek, bo dużo czasu spędzono na rozdzielanie postaci i na taki jakby mini recap co się działo wcześniej.
Początek jest bardzo słaby. Początkowo tylko jeden punkt widzenia z trzech jest jakkolwiek interesujący. Dopiero jak te trzy postacie zaczynają krzyżować drogi książka zaczyna być interesująca. Polityczne intrygi były nawet fajne. Niestety wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, głównie mam na myśli cały system magii, to jezioro i religie.
Całkiem dobra, ale trochę się dłuży w niektórych momentach. Można by pewnie usunąć jakoś jedną piątą stron bez utraty jakiejkolwiek wartości. Mam nadzieję, że następna część będzie lepsza.
Było ok, ale ze względu na częstą zmianę punktów widzenia na początku ciężko mi było się wczuć w jakąkolwiek postać. Bardzo duża ilość tekstu była wykorzystana w celu przedstawienia tego, jak wygląda i działa świat, ponieważ jest tak inny on naszego. Podoba mi się system magii, ale nadal niezbyt go rozumiem. Zakładam jednak, że zostanie on bardziej wytłumaczony w kolejnych książkach. Jak na razie to Dalinar jest moją ulubioną postacią główną, a Shallan najmniej ulubioną, co nie oznacza, że jej nie lubię.
Jak na razie wszystkie 3 książki miały taki sam schemat. Przez pierwsze 80-90% jest kilka drobnych, ciekawych momentów, a pomiędzy nimi oceany szlamu, w których nic się nie dzieje. Potem przez ostatnie 10-20% fabuła płynie wartko i naprawdę dobrze się to czyta. Nadal uważam, że te książki można by o wiele skrócić i byłyby tylko lepsze.
Gdyby nie to, że słucham ich jako audiobooki, gdy chodzę na zakupy albo gdy jadę gdzieś tramwajem, nie kontynuowałbym.
Jakoś mi nie pasuje ten typ narracji. Żadna postać mnie nie chwyciła i świat też nie wydaje się ciekawy. Może kiedyś spróbuję jeszcze raz.