bardzo czekałom na tę książkę.
i złamało mi serce ogłoszenie, że to ostatnia część cyklu wrocławskiego.
ale wiecie co? Po zakończeniu tutaj myślę o tym ze spokojem, bo przecież nie mogło być inaczej.
mogło być lepiej, zgadzam się z Lobo w całej rozciągłości jeśli chodzi o książkę z dwóch części, przydałoby się tak może ze sto stron więcej, żeby cały emocjonalny ciężar miał szanse odpowiednio wybrzmieć.
ale to, że mogło być lepiej nie znaczy, że nie połknęłom całości w kilka godzin, gryząc palce. Cykl wrocławski to moja ulubiona część twórczości Marty Kisiel, i nawet biorąc pod uwagę wszystkie wady i niedociągnięcia trzepie mnie wszędzie i po całości.
z oceną gwiazdkową wstrzymam się do następnego czytania. Bo wrócę do tej książki, nie raz, nie dwa i nie dziesięć.
po następnym czytaniu, dwa miesiące później (11.05.2020): to mogła być lepsza książka. Zupełnie mi to nie przeszkadza.
niemalże warowałam pod drzwiami od wczoraj, bo przecież JUŻ POWINNO BYĆ GDZIE TA PACZKA zajechała dziś, kiedy nie było mnie w domu. Tylko wyjęłam łyżwy do wyschnięcia, usiadłam i za tym jednym posiedzeniem przeczytałam.
no dobre to jest, po prostu. Cały cykl jest dla mnie obłędnie ważny, i tylko grzeje w serduszko, że każda kolejna odsłona jest lepsza.
nie wiem, nie wiem, NIE WIEM.
są fragmenty, które mnie zachwyciły. I na finiszu wszystko nabiera sensu. Tylko zanim dotoczymy się do finiszu, musimy przebić się przez absurdalne ilości dramy, której można byłoby uniknąć, gdyby. Bohaterowie. Ze sobą. Porozmawiali. Ja naprawdę nie cierpię tego zabiegu fabularnego.
Bez oceny, bo nie jestem w stanie zdecydować, czy silniejsza jest moja irytacja, czy oczarowanie rzeczami, które mi się podobały.