Złość, gniew, irytacja. Dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tyle emocji, ale chyba o to chodzi w dobrej literaturze.
Czy Gdzie jesteś piękny świecie jest dokładnie taką powieścią, jakiej potrzebujemy od jednej z najbardziej obiecujących i imponujących autorek na świecie?
Mam wrażenie, że świat dzieli się na jej miłośników i tych którzy traktują jej pisarstwo jako burżurską paplaninę oderwaną od prawdziwych relacji. A wszystko tak naprawdę kręci się wokół tego jak my czytelnicy odbieramy świat, związki, a ja chyba odnajduje się takim Pięknym Świecie ;)
Charakterystyczny styl Rooney błyszczy wśród fascynujących rozmów (bez myślników) na temat niepokoju klimatycznego, świadomości klasowej i języka. Ostatecznie jednak to osobiste relacje, komunikacja, miłość i seks, które bohaterowie muszą nawigować, desperacko próbując zidentyfikować piękno w swoich codziennych spotkaniach.
Alice jest odnoszącą sukcesy młodą powieściopisarką, która niczym autorka zastanawia się nad własną przestrzenią w współczesnym pisaniu powieści, poznaje Felixa, pracownika magazynu wysyłkowego, i proponuje mu wspólną podróż do Rzymu. W Dublinie jej najlepsza przyjaciółka Eileen próbuje dojść do siebie po rozstaniu z partnerem i zaczyna flirtować z Simonem, mężczyzną, którego zna z dzieciństwa.
Czy książki o seksie i związkach są naprawdę tylko nieistotną, uprzywilejowaną, bezsensowną frywolnością? A może rok zamknięcia i izolacji uświadomił nam, że komunikacja z ludźmi, których kochamy, jest integralną częścią naszego codziennego życia i warto ją zgłębiać w literaturze?
Gdzie jesteś piękny świecie to najbardziej naturalna integracja głębokich, intelektualnych i wzniosłych rozmów Rooney pośród olśniewającej zwyczajności jej wadliwych, niedoskonałych bohaterów, a wyjątkowa precyzja szczegółów w tej książce jest naprawdę mistrzowska. To wiarygodna, spostrzegawcza i cenna książka.
“Więc oczywiście w kontekście tego wszystkiego, co się dzieje, gdy stan świata jest taki, jaki jest, a ludzkość stoi na skraju zagłady, oto ja piszę kolejnego mejla o seksie i przyjaźni. Czyż jest coś innego, dla czego warto żyć?”
Godziny Michaela Cunninghama to intrygujące opracowanie klasycznej powieści opartej na poetyce strumienia świadomości Pani Dalloway Virginii Woolf, przedstawiającej przygotowania do przyjęcia londyńskich bywalców salonów. Książka dzieli wewnętrzny monolog Clarissy Dalloway na narrację w trzeciej osobie trzech kobiet. Clarissa Vaughan to lesbijka w średnim wieku, żyjąca w dzisiejszym Nowym Jorku. Richard, poeta - gej, z którym utrzymywała niejednoznaczne stosunki seksualne odnosi się jako “Pani Dalloway”, dzięki czemu czytelnik łatwiej odnajduje nawiązanie do Woolf. W innym miejscu i czasie, gospodyni domowa Laura Brown czyta Panią Dalloway i inne powieści, by zniwelować dręczącą ją pustkę podmiejskiego macierzyństwa późnych lat 40. XX w. Odkrywszy w sobie lesbijskie pożądanie, jest niezwykle zaskoczona. W międzyczasie w powieści sama Virginia Woolf przeżywa niepokoje związane z pisaniem Pani Dalloway. Kiedy Clarissa przygotowuje przyjęcie, by uczcić otrzymanie przez Richarda prestiżowej nagrody literackiej, Laura próbuje zająć się synkiem, a Woolf stara się przezwyciężyć chorobę, by stworzyć dzieło, wokół którego Cunningham osnuje swe dzieło.
Powieść przenika niepewność, w której burzliwe wydarzenia (samobójstwo, pocałunek) dominują nad zwyczajnością. Autor zastanawia się nad tym dziwnym systemem, dzięki któremu temperament i doświadczenie współgrają ze sobą tworząc nasz własny świat.
“Można albo coś umieć, albo się nie przejmować.”
Sewanee Chester spełniała swoje marzenia. Młoda wschodząca aktorka i tragedia, która odmienia jej życie na zawsze. Od siedmiu lat jest lektorką audiobooków. Sewanee jest w tym naprawdę dobra, wyrobiła sobie markę, ale nie jest w stanie zapomnieć o przeszłości.
Na początku swojej kariery z mikrofonem Sewanee czytała pod pseudonimem romanse i powieści erotyczne, ze wszystkimi żenującymi słowami i dźwiękami, które towarzyszą niektórym scenom. Postanowiła jednak odejść od tego gatunku i świetnie rozwija się literaturze pięknej. Skomplikowany okres w życiu powoduje, że zgadza się być współlektorką powieści romansowej napisanej przez nieżyjącego już autorkę, którą uwielbiała. Drugim głosem historii jest Brock McNight, znany i uwielbiany przez fanki. Pracując nad książką lepiej go poznaje, choć tylko przez SMS-y i maile, Sewanee uświadamia sobie, czego może jej brakować w życiu.
Choć historia była dla mnie przewidywalna, sztampowa i czasami miałam wrażenie, że bohaterka ma więcej szczęścia niż powinna mieć. To jednak wątki dotyczące produkcji audiobooków, jak wiele pracy i zaangażowania wkładają w to wszystko ludzie, by na koniec historia, którą możemy słuchać w słuchawkach była małym dziełem sztuki była dla mnie w punkt.
“Przyciszony szept, mgła pełznąca ponad kamienistym dnem rzeki, whiskey przelewające się przez kostki lodu, stal zawinięta w aksamit... czy jak tam fanki opisywały jego głos.”
Bo Zygmunt Miłoszewski świetnym pisarzem jest. Udowodnił to fantastyczną trylogią o prokuratorze Szackim, jednak Bezcenny to zupełnie inny kaliber.
Portret młodego mężczyzny Rafaela zaginął po II wojnie światowej. Teraz pojawiają się fotografie przedstawiające dawno zaginione arcydzieło, a eksperci potwierdzają, że są autentyczne. Polski rząd chce go odzyskać, a dr Zofia Lorentz jest jedyną osobą, która może to zrobić. Wraz z grupą ekspertów z różnych dziedzin, którzy tworzą osobliwy zespół, przeżyje niebezpieczną przygodę, aby odzyskać dzieło sztuki.
Pod przykrywką historii i prawdziwych wydarzeń, autor oferuje nam mocny thriller, z sympatycznymi bohaterami, którzy nie zawsze są “bardzo czyści”, ale wszyscy mają coś wspólnego ze sztuką, czy to marszand, specjalistka od skradzionych dzieł, złodziejka czy szpieg. Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wielką hollywoodzką produkcją, ale autor zadbał o to, by jego opowieść - fikcja - zręcznie przechodziła w rzeczywistość i nie zamieniała się w nonsens, nawet jeśli sympatyczni bohaterowie, którzy tworzą ten kwartet, mają tylko albo aż wielkie szczęście.
Prawdziwa radość z lektury, a dla mnie jeszcze większa dlatego, że miałam przyjemność poznać ten tekst nie tylko jako książkę, ale też dokładnie ją przeanalizować, aby jak najlepiej stworzyć scenariusz i przypisać głosy do superprodukcji audio dla empik go. Bo tylko z świetnych książek powstają niesamowite słuchowiska.
“Sztuka to kłamstwo, które pozwala nam pojąć prawdę.”
dla wielbicieli Sally Rooney, Naoise Dolan, Meg Nolan
choć Haruki Murakami był pierwszy
Norwegian Wood to najwyraźniej książka Murakamiego, którą “wszyscy” w Japonii czytali, a zniechęcony bohater Toru Watanabe jest odpowiednikiem postaci Holdena Caulfielda z Buszującego w Zbożu dla wielu japońskich młodych ludzi.
Choć historia ma miejsce w Japonii, w późnych latach 60-tych, odnajdujemy w książce uniwersalny nurt emocjonalny, który nie sprawia wrażenia przestarzałego. Jest mrocznie emocjonalna, ale też zaskakująco sensualnie i czasem zabawnie. Toru Watanabe jest poważnym młodym człowiekiem na uniwersytecie w Tokio, próbującym zrozumieć świat i swoją w nim rolę. Lawiruje między relacjami z dwoma młodymi kobietami: Naoku, dziewczyną, którą znał jeszcze w liceum, kiedy to był częścią trójkąta przyjaźni z nią i z Kizuku, przyjacielem, który popełnił samobójstwo oraz Midori, opiniotwórczą, pełną życia dziewczyną, której obecność w jego życiu jest czystą radością.
Autor ujmująco snuje historię - choć to bardzo przegadana powieść, to jednak wszystko jest niezwykle efektowne i wciągające. Niewiele się “dzieje”, ale relacje i życie wewnętrzne są pięknie i trafnie ukazane. To historia pełna melancholii, bólu, żalu i kilku krótkich wybuchów przelotnego romansu. Murakami podkreśla ludzką kondycję: depresji, alienacji i samotności, jakby chciał powiedzieć: to już jest zbyt absurdalne, to jest wystarczająco surrealistyczne.
“Nikt nie lubi samotności. Ja tylko nie próbuję się z nikim na siłę zaprzyjaźniać. To prowadzi do rozczarowań. “
“Chciałam się zakochać w kimś przystojniejszym, ale zakochałam się w tobie. Nic na to nie poradzę.”
4,5 Nie mam prawa oceniać “historii” w przypadku autobiografii, ale brakowało mi czegoś. Nie wiem czego, choć to raczej mała iskierka.
Cieszę się, że moja mama umarła to pamiętnik, który opowiada o traumie i żmudnej drodze do jej przezwyciężenia (lub życia z nią w miarę dobrze). Nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze napisana, ale dałam się wciągnąć w narrację autorki, gdy opowiadała o absurdach, którym poddawała ją matka - fizycznym, psychicznym i emocjonalnym znęcaniu się - tak jakbym stała obok niej i obserwowała to wszystko. Napisanie takiej książki wymagało siły, aby poradzić sobie z duchami przeszłości i odwagi, aby ujawnić swoją historię światu. Przeżywanie tego, z czym się zmagałaś, uznanie, że twoim superbohaterem była osoba, która najbardziej cię skrzywdziła, i pogodzenie się z tym wszystkim, nie wstydząc się tej podróży, jest niezwykłe. Podziwiam Jennette za to, że dotarła do “końca” tej podróży, rozumiejąc, że musi nadać sobie priorytet, że jej zdrowie i dobre samopoczucie są ważniejsze.
“Mam prawo nienawidzić czyjegoś marzenia, nawet jeśli jest moją rzeczywistością.”
Uważam, że Megan Nolan jest ciekawą pisarką i z chęcią przeczytałabym więcej jej prac w przyszłości, ale pomimo hype'u na zagranicznym booktubie ta książka niestety zadziałała dla mnie tak, że się tylko zdenerwowałam.
Myślę, że wszystkie moje problemy z “Aktami desperacji” wynikają z faktu, że tak naprawdę nie rozumiałam jej, ani tego co miałam z niej wynieść. Wiem, że miała to być dość powolna książka i zdecydowanie bardziej skupiona na postaciach, z czym nie miałam problemu, gdyby główna bohaterka mnie tak bardzo nie wkurzała.
I choć styl był absolutnie piękny, a postacie były całkiem dobrze zrobione, nigdy nie czułam, że dostaliśmy jakąś jasność co do nich lub ich relacji w pełni, a książka po prostu głównie zostawiła mnie z uczuciem zwątpienia. Prawdopodobnie jestem tą jedną, jedyną osobą, która uważa, że główna bohaterka jest niesamowicie toksyczna, niedojrzała i głupia. I choć mogę jej zachowanie zwalać na jej wiek, doświadczenia czy jakikolwiek pretekst, było mi niesamowicie niekomfortowo poznawać tylko jej perspektywę tego związku.
Powtórzę to jeszcze raz Nolan umie pisać, język tej książki był naprawdę dobry, zaznaczyłam sobie nawet parę cytatów, ale prawdopodobnie to ja z bagażem doświadczeniem różnych relacji i z rozumem człowieka po trzydziestce nie rozumiałam fenomenu naszej bohaterki w jej toksycznej relacji.
“Szlochający dorosły ma w sobie coś z dziecka, a jednocześnie czuć od niego żałosną rezygnację zupełnie dziecku obcą.”
Anne z Zielonych Szczytów znana również jako Ania z Zielonego Wzgórza to powieść kanadyjskiej pisarki Lucy Maud Montgomery i pierwsza część cyklu o rezolutnej Anne, po raz pierwszy wydana w 1908.
Główną bohaterką powieści jest Anne Shirley – obdarzona bujną wyobraźnią i szalenie gadatliwa 11-letnia rudowłosa dziewczynka z sierocińca, która zostaje przygarnięta przez niezamężne rodzeństwo Cuthbertów – Mateusza i Marylę. Cuthbertowie zamierzali zaadoptować chłopca, by mógł pomagać w gospodarstwie, ale na skutek pomyłki zamiast chłopca zostaje wysłana do nich dziewczynka. Maryla zamierza odesłać ją z powrotem do sierocińca albo oddać pod opiekę innej rodzinie. Przejęta wzruszającą i smutną historią jej życia postanawia zatrzymać Anię, ku radości Mateusza, który, choć nieśmiały wobec płci przeciwnej, zapałał sympatią do gadatliwego dziecka. Akcja książki toczy się przez pierwsze pięć lat pobytu Ani w Avonlea. Przez ten czas Ania poznaje wiele nowych osób.
Powieść L. M. Montgomery pierwszy raz została przetłumaczona w roku 1911 przez Rozalię Bernsztajnową. Pierwsze tłumaczenia powieści dla dzieci, w tym i „Ani z Zielonego Wzgórza” Bernsztajnowej, są dziś szeroko krytykowane ze względu na zbędną infantylizację, zdrobnienia i przekłamania. W czasie, gdy powstawało pierwsze tłumaczenie „Ani z Zielonego Wzgórza”, literatura dziecięca miała pełnić funkcję pedagogiczną, dlatego dziecięcego odbiorcę traktowano w sposób szablonowy. Nakładem wydawnictwa Marginesy ukazał się nowy przekład powieści, którego autorka, Anna Bańkowska zdecydowała się na tytuł „Anne z Zielonych Szczytów”, zgodny z oryginalnym Anne of Green Gables. Montgomery pisała w swoich dziennikach, że słowo “gables” często było źle tłumaczone. Bańkowska zrezygnowała też ze spolszczeń imion bohaterów powieści. W nowym przekładzie uzupełnione zostały też liczne zdania opuszczone przez Bernsztajnową.
“I znów do Zielonych Szczytów zawitała wiosna - piękna, kapryśna kanadyjska wiosna, ociągająca się przez cały kwiecień i maj w serii uroczych rześkich chłodnych dni z różowymi zachodami i cudami odżywającej przyrody.”
Jakub Małecki tak bardzo umie dotknąć serca czytelników, przytulić i otoczyć ramieniem.
I gdy autor zagłębia się w historię dawne, nie współczesne odnoszę wrażenie, że czasem jest powtarzalny i jednokierunkowy, za to jego opowieści, które umieszczone w teraźniejszości zawsze zajmują wysokie miejsce w mojej podświadomości. Zostają na długo i stają się przyczyną do wielu ciekawych rozmów.
Święto ognia to czuła, niezwykle kameralna opowieść o wspierającej rodzinie. Nastka ma niesamowity talent obserwacji ludzi, dostrzega więcej niż chcą pokazać. Łucja odkrywa świat przez balet, a ich ojciec niesamowicie zaangażowany w życie córek, czasem po prostu chce uciec.
“Jak wiadomo, niepotrzebne przyjemności są ze wszystkich przyjemności najwspanialsze.”
Czasami czytasz książkę i od razu się w niej zakochujesz, a czasami czytasz książkę i po prostu ją lubisz, a potem obsesyjnie myślisz o niej miesiącami, aż zdajesz sobie sprawę, że zdecydowanie to nie tylko sympatia. Tak właśnie miałam z „Nic tu po was” Kevina Wilsona.
Założenie jest dość proste: główna bohaterka, Lillian, zostaje nianią Bessie i Rolanda, którzy niedawno stracili matkę i przeprowadzają się do ojca — dobrze zapowiadającego się polityka z Tennessee z narodowymi aspiracjami. Ich macocha Madison to piękna,politycznie bardzo ambitna, przyjaciółka Lillian z liceum.
Jest tylko jeden mały problem. Dzieci mają tendencję do stawania w płomieniach, a ta niezwykła skłonność może doprowadzić do porażki politycznych aspiracji.
Jest to rodzaj chillowej książki, a ekscentryczna atmosfera, postacie i łagodny, dyskretny humor w dużej mierze nadrabiają brak akcji. Lillian, narratorka i pseudo-niania Bliźniąt Ognia, jest zblazowana i złośliwa, a jednocześnie niesamowicie ujmująca. To historia o przyjaźni, rodzinie i zaufaniu. Nie spodziewałem się czegoś takiego po książce o dzieciach, które się po prostu zapalają.
“Byłam wobec siebie na tyle szczera, by wiedzieć, że spokojnie mogę zacząć od zera, bo w moim życiu nie ma nic, za czym mogłabym tęsknić.”
To jedna z najlepszych powieści jakie czytałam z gatunku sci-fi, fantasy, która niesie ze sobą dodatkowe filozoficzne wibracje!
Biblioteka o Północy Matta Haiga to nie tylko opowieść o Norze Seed, która jest uwięziona w swoim życiu, widzi siebie jako nieudacznika, jednorazowy odpad ludzki, który nie ma nic do osiągnięcia, nigdy nie będzie przez nikogo pamiętana. To historia o żalach, niedokończonych planach, co by było gdyby, akceptacji rodzin, narkotykach, błędach, poddawaniu się, realizowaniu cudzych marzeń, żalu do siebie, niepewności, samookaleczaniu, miłości, pasji i nienawiści....
Kiedy Nora próbuje zakończyć swoje życie, otwiera oczy w bibliotece wypełnionej książkami, które zawierają różne wersje historii jej życia. Jeśli odnajdzie właściwą książkę i najwłaściwsze życie, które będzie mogła przeżyć spełniona i szczęśliwa, będzie to oznaczało, że może zostać uratowana!
Nora może być pływaczką, gwiazdą rocka, filozofem, żoną, podróżniczką, glacjologiem, matką, właścicielką winnicy lub lokalnego pubu. Może być wszystkim lub niczym.
Ale czy po przeżyciu tylu żyć, prawie tysiąca różnych wersji, znajdzie to, co jest dla niej najlepsze i która forma życia będzie odpowiednia, by złapać prawdziwe szczęście?
Piękna, znacząca, olśniewająca, emocjonalna, chwytająca za serce, poetycka, realistyczna: to słowa, które przychodzą mi do głowy po przeczytaniu tej książki. Zupełnie jak definicja idealnego życia.
“Bać się miłości to bać się życia, a kto boi się życia, jest już w trzech czwartych martwy.”
Zabierz mnie do domu Marie Aubert to książka składająca się z dziewięciu krótkich opowiadań, w których śledzimy historię wstydu, miłości, transgresji i żalu. Kobieta, która straciła wszystko, mężczyzna, który ma zamiar adoptować z żoną małego chłopca, ale zaczyna mieć wątpliwości, dziewczyna, która nie chce ruszyć z miejsca i zestarzeć się, podczas gdy jej najlepsza przyjaciółka to robi.
Autorka bardzo szybko potrafi wciągać w historię oraz niesamowicie pisać o trudnych emocjach. Wiele z opowiadań sprawiało, że bolał mnie brzuch. Takie smutne i straszne. Dobre zbiory opowiadań są bardzo przyjemne do czytania/słuchania. By szybko wejść w nową historię i się wzruszyć, a potem odejść i samemu zastanowić się, co będzie z daną osobą.
Zdecydowanie polecam tę książkę. Idealna do posiadania przy łóżku na krótką lekturę, lub po prostu do posłuchania.
“Życie się zmienia. Trzeba iść przed siebie i nie oglądać się wstecz.”
Dawno nie miałam w sobie tyle złości podczas lektury.
To chyba najbardziej rozdzierająca serce historia, jaką miałam okazję czytać. Wrony Pertry Dvořákovej jednocześnie powodowały u mnie niepokój, dyskomfort, współczucie i nieprzenikniony smutek.
Poznajemy historię z perspektywy dwunastoletniej Basi i jej mamy. Niby zwykła rodzina, typowe schematy, jednak pod tą otoczką skrywa się niesamowity brak zrozumienia. Autorka nakłada emocje jedna na drugą i po niespełna dwustu stronach tekstu frustracja czytelnika osiąga astronomiczne rozmiary.
Dvořákova niesamowicie portretuje swoich bohaterów, a w połączeniu z prostym językiem nastoletniej dziewczyny, daje to intensywny tekst, który zawładnął sercami czytelników, a jednocześnie skłonił do refleksji nad “normalnością”, w której wszyscy żyjemy. Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że to może wcale nie być fikcja. To może dziać się za zamkniętymi drzwiami. I nikt może tego nie zauważyć.
“Bo Kaśka zawsze, kiedy widzi mnie zapłakaną, mówi, że jestem obrzydliwa.”
Widziałam tak wiele pozytywnych recenzji, które nawoływały, że „Ciekawe Czasy” to jedna z najlepszych debiutanckich powieści 2020 roku i chwalących Naoise Dolan za jej dowcip i ostry jak brzytwa komentarz społeczny. Niektóre opisywały jej książkę jako „zabawną, sprytną i nieustraszoną”. Niestety, podobnie jak w przypadku wielu przereklamowanych nowych pozycji, “Ciekawe Czasy” mnie rozczarowały.
W wieku 22 lat Ava postanawia opuścić Dublin i przenieść się do Hongkongu, gdzie uczy gramatyki języka angielskiego. Ponieważ nie lubiła siebie w Irlandii, wierzy, że zmiana scenerii poprawi jej osobowość lub sposób, w jaki postrzega siebie. W Hongkongu Ava podejmuje niewiele prób nawiązania kontaktów towarzyskich z kolegami lub współlokatorami i dopiero gdy poznaje Juliana, bankiera, zaczyna interesować się kimś innym niż ona sama. Ta dwójka tworzy swego rodzaju więź, w której od czasu do czasu kłócą się o napiętą historię między Wielką Brytanią a Irlandią, podczas gdy w większości wydają się zadowolić wspólnym cynizmem. Wkrótce Ava wprowadza się do gościnnej sypialni Juliana. Podczas jego powrotu do Anglii Ava spotyka się i „zakochuje się” w Edith, która w przeciwieństwie do Juliana otwarcie odwzajemnia swoje uczucia.
Ava ma obsesję na punkcie Juliana lub Edith, sprawdza ich konta na Instagramie, nadmiernie analizuje ich teksty i przypisuje specjalne znaczenie wszystkim, co mówią lub robią.
Przelotnie rozmawia z innymi o klasie, rasie, aborcji, ale te tematy są krótko wspomniane, a w większości “Ciekawe czasy” dotyczą “uzależnienia Avy od innych. W pewien sposób widzę, dlaczego ta powieść może spodobać się fanom Rooneya, ponieważ narracja jest bardzo skoncentrowana na tworzeniu i utrzymywaniu estetyki dystansu. Ava skupia się na tym, by „ukryć, nie czuć”. Czuje się „źle”, „zła”, „uszkodzona”, „pomieszana”, „inna od innych ludzi”. Powieść jest tak skoncentrowana na byciu sprytnym, że w końcu nie ma nic istotnego do zaoferowania.
Rzekome „oddalenie” Avy wydaje się wymówką, by jej postać nie miała osobowości. Mimo to widzimy przebłyski jej emocji. Ava zamiast tego po prostu mówi nam, że „kocha / nienawidzi” kogoś... a ja po prostu tego nie czułam. Jeśli już, była zauroczona ideą miłości, czy mamy wierzyć, że z jej strony nastąpił jakiś rozwój charakteru?
Wreszcie, w powieści Hongkong jest tylko kartonowym tłem dla egzystencjalnego kryzysu Avy. Fabuła mogłaby się rozgrywać w dowolnym mieście poza Irlandią i nie wymagałaby zmian. Wspominanie od czasu do czasu o niepokojach politycznych w Hongkongu nie wystarczyło.
Plusem tej powieści jest, że Dolan ma talent do dialogów. Są niezwykle realistyczne: czasami postacie nie mówią o niczym, nie rozumieją się nawzajem, używają niewłaściwych słów, aby wyrazić to, co czują...
- Czy ja jestem interesująca? - zapytałam którejś sobotniej nocy. Właśnie wróciliśmy ze spotkania z jego znajomymi.
- Potencjalnie. Jesteś nierobem. Niektórych to interesuje.
- A ciebie?
- Nie.
- No to czemu ci się podobam.
- A kto powiedział, że mi się podobasz?
Dlaczego nikt nigdy wcześniej nie kazał mi czytać Waltera Tevisa?! Jest całkowicie fantastycznym pisarzem!
Beth Harmon, to osierocona cudowna szachistka, która wspina się po szczeblach kariery, by zostać Zawodnikiem nr 1 w USA, a nawet na świecie.
Historia przedstawia psychologiczne, moralne i społeczne kształtowanie się osobowości głównej bohaterki, ale także geniusz i uzależnienie.
W sierocińcu Beth uzależnia się od środków uspokajających, a później odkrywa alkohol, stosując zamiennie, aby przejść przez coraz trudniejsze turnieje. Ukazuje to fascynującą naturę postaci Beth: rzadki, niezrozumiały talent w połączeniu z bardzo bliską ludzką słabością.
Grałam w szachy, ale w żadnym wypadku nie jestem szachistką – nawet nie nazwałabym siebie amatorem, a czytanie książki wypełnionej meczami szachowymi niesamowicie mnie pochłonęło. Mecze są naszpikowane napięciem i ekscytacją, nawet bez zrozumienia ruchów. Szachy są opisane w przystępny i interesujący sposób, a Tevis był naprawdę niezwykle utalentowanym pisarzem.
Odniosłam wrażenie, że relacje Beth były niezręczne, ale na swój sposób wzruszające. Od nauczyciela gry w szachy, dozorcy sierocińca, pana Shaibela, przez jej wesołą, ale delikatną przybraną mamę, panią Wheatley, po pierwszych chłopaków i jej najlepszą przyjaciółkę Jolene – wszyscy byli przekonujący, choć ostatecznie widzimy Beth taką, jaką zawsze się czuła: odizolowaną i samą.
Proza Tevisa jest hipnotyzująca, aż strony same przelatywały. To taka gładka i bez wysiłku porywająca lektura. Naprawdę nie ma ani jednej rzeczy, którą mogłabym w najmniejszym stopniu skrytykować. Uwielbiam Gambit Królowej i oczywiście polecam go wszystkim.
“Przez chwilę żałowała, że nie ma do kogo zadzwonić. [...] Nikogo więcej nie miała. [...] Dopiła i ponownie napełniła kieliszek. Bez szachów można żyć. Większość ludzi żyje.”
„Normalni ludzie” to atypowy obraz młodzieży w gąszczu współczesnej literatury. Mimo, że w pewien sposób wzbudza dyskusje, jej celem nie jest inspirować, ani bawić a tym bardziej pouczać. Normalni ludzie to historia bez filtra, pokazująca delikatoność i kruchość młodego człowieka takim jakim jest naprawdę. Zachęca do zajrzenia w odmęty psychiki głównych bohaterów – Connella i Marianne – poczucia ich bólu, strachu, niepokojów. Fabuła koncentruje się tylko na kluczowych momentach dla tych dwóch postaci, przeskakując naprzód trzy tygodnie, sześć miesięcy lub pięć minut, w razie potrzeby, aby pozostawić nam najbardziej intensywny i emocjonalny fragment ich życia. Poznajemy ich od liceum w małym miasteczku, przez lata na uniwersytecie w Dublinie, gdy dynamika między nimi zmienia się wraz z otoczeniem i kręgiem społecznym. Nie są oficjalnie „razem” przez cały czas, a nawet przez większość czasu, ale zawsze mają znaczący wpływ na życie innych. W wyobrażeniu autorki Connell i Marianne jako oddzielne byty są mniej ważne niż wzajemne oddziaływanie między nimi - ich dynamika relacji i wpływ, jaki każdy z nich wywiera na kształtowanie się drugiego, to prawdziwa treść tej książki.
„Zabawne, ile podejmujemy decyzji, bo kogoś lubimy – kontynuuje Connell – a potem całe nasze życie jest inne. Myślę, że jesteśmy w tym dziwnym wieku, kiedy życie może się zmienić diametralnie za sprawą nawet drobnych decyzji.” 5/5
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Neila Gaimana. “Ocean na końcu drogi” to niemal baśniowa historia, w której trudno odgadnąć co jest prawdziwe, a co nie.
Sussex, Anglia. Mężczyzna w średnim wieku wraca do domu swojego dzieciństwa na pogrzeb. Chociaż dom, w którym mieszkał, dawno już nie istnieje, ciągnie go na farmę na końcu drogi, gdzie w wieku siedmiu lat spotkał niezwykłą dziewczynę, Lettie Hempstock, oraz jej matkę i babcię. Od dziesięcioleci nie myślał o Lettie, a jednak kiedy siedzi nad stawem (którym twierdziła, że jest oceanem) za zrujnowanym starym wiejskim domem, powraca niepamiętna przeszłość. A to przeszłość zbyt dziwna, zbyt przerażająca, zbyt niebezpieczna, by mogła się przytrafić komukolwiek, nie mówiąc już o małym chłopcu.
Czterdzieści lat wcześniej pewien mężczyzna popełnił samobójstwo w skradzionym samochodzie na tej farmie na końcu drogi. Jego śmierć rozpoczęła lawinę niesamowitych zdarzeń. Rozpętała się ciemność, coś przerażającego i zupełnie niezrozumiałego dla małego chłopca. A Lettie — magiczna, pocieszająca, mądra ponad swoje lata — obiecała go chronić, bez względu na wszystko.
Gaiman napisał książkę, która dogłębnie przemawia do naszego wewnętrznego dziecka – nigdy nie zapomnij marzyć, nigdy nie strać magii, w którą wierzysz, nigdy nie pozwól demonom wygrać, a jeśli ktoś potrzebuje pocieszenia, zawsze będzie Staw na końcu ścieżki. A może tym razem Ocean?
Książkę wysłuchałam na storytel.
Absolutnie fantastyczny audiobook. Miłogost Reczek to mój ulubiony lektor, który potrafi dać każdej historii jeszcze większą głębię.
“Gdy się starzejemy, zamieniamy się we własnych rodziców; wystarczy pożyć dość długo, by ujrzeć twarze powtarzające się w czasie.”
Wczoraj był Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego, a książka Olgi Hund właśnie na ten problem porusza. Główną bohaterką jest pacjentka (lat 28) depresyjna, bezczynna, zalegająca w łóżku, wycofana z relacji towarzyskich, przyjęta do szpitala psychiatrycznego z powodu pogarszania się stanu psychicznego i nadużywania leków. Cechuje ją postępująca apatia, spadek energii z zaleganiem w łóżku, utrata zainteresowań, gorsze skupienie i koncentracja uwagi, unikanie ludzi, płaczliwość z myślami i tendencjami samobójczymi. Pierwszej nocy w szpitalu płacze tak głośno i mruczy tak żałośnie, że pozostałe pacjentki w akcie zbiorowej zemsty okradają ją z gazety i mydła. Miejsce wydarzeń: szpital w Kobierzynie, antyarka załadowana kobietami przeznaczonymi do wyginięcia, odrzuconymi egzemplarzami cechującymi się fatalną kombinacją genów.
Historia bardzo krótka, książka na jeden wieczór, ale który może wiele zmienić w perspektywie czytelnika. W delikatny, ale niezmierni dosłowny sposób opowiedziana historię ludzi, którzy przez stygmat choroby psychicznej starają sobie radzić z codziennością w smutnej rzeczywistości polskiego szpitala.
„Ludzie myślą, że mężczyźni na oddziałach psychiatrycznych piszą poezję i traktaty filozoficzne albo siedzą za wywrotowe myślenie i działalność opozycyjną. Myślą też, że na oddziałach psychiatrycznych znajdują się tylko seryjne morderczynie, wiedźmy, mówiące językami szeptuchy, chore na pląsawicę i wściekliznę potomkinie zwierząt urodzone z zębami i szóstym palcem. To też. Ale większość dziewczyn na oddziałach nie jest aż tak szalona i pamięta, co robili im ojcowie, wujkowie, mężowie, matki, co robił im Kościół, ZUS i rynek pracy.”
Książki mają nam przypominać, jacy z nas głupcy, jakie z nas osły. Ray Bradbury w 451° Fahrenheita stworzył straszną wizje świata. Guy Montag, Strażak zamiast gasić pożary, wznieca je, aby palić książki. Mają one zły wpływ na ludzi, a ich posiadanie jest zakazane. Dystopia, która mam nadzieję nigdy nie nadejdzie.
Bo książki są po to, by o nich dyskutować, a nie palić.
W 1966 r, niemal 30 lat po śmierci autora, miesięcznik “Moskwa” opublikował w listopadowym wydaniu pierwsza część Mistrza i Małgorzaty. Wcześniej książka przez wiele lat krążyła w drugim obiegu. Dzieło Michaiła Bułhakowa przetrwało mimo rozmaitych przeciwności, trudności i jest współcześnie uważane za jedno z największych osiągnięć literatury rosyjskiej XX w. Wiele zdań, jakie pada w tej książce, stało się przysłowiami. “Rękopisy nie płoną” i “Tchórzostwo to największy grzech” to stwierdzeniami mającymi wielkie znaczenie dla pokoleń, które przeżyły czasy sowieckiego totalitaryzmu. Wpływ powieści zaznaczył się nawet w dziełach kulturowo odległych - od magicznego realizmu Ameryki Łacińskiej po Rushdiego czy nawet Rolling Stonesów (mówi się, że piosenka Sympathy for the Devil została zainspirowana tekstem Bułhakowa). Dzieło to składa się z dwóch odmiennych, choć powiązanych ze sobą opowieści. Jedna rozgrywa się we współczesnej Moskwie, druga w starożytnej Jerozolimie. Autor powołuje do życia dzi dziwaczne postacie, pochodzące z innego świata, wśród nich Wolanda (Szatana) i jego demoniczną świtę oraz pozbawionego imienia pisarza zwanego Mistrzem i jego kochankę, Małgorzatę, kobietę zamężną. Każda z nich jest złożona i dwuznaczna moralnie, a ich motywy zmieniają się wraz z zaskakującymi zwrotami akcji. Książka wręcz pulsuje magiczną energią i siłą wyobraźni. Momentami jest to doskonała satyra na życie w Związku Sowieckim, jak i religijna alegoria rywalizująca z samym Faustem Goethego oraz pozbawiona granic fantastyczna burleska. Dzieło Bułhakowa demaskuje “oficjalne prawdy” z siły karnawału, który wyrwał się z kościelnej kontroli.
“Kryje się coś niedobrego w mężczyznach, którzy unikają wina, gier, towarzystwa pięknych kobiet i ucztowania. Tacy ludzie albo są ciężko chorzy, albo w głębi duszy nienawidzą otoczenia.”